Do południa musiałem wykwaterować się z hostelu. Teoretycznie mogłem zostawić bagaż i pokręcić się po Rio, ale po kilku dniach spędzonych w hałaśliwym mieście zaczynałem już być nim zmęczony. Wziąłem więc swój dobytek i wolnym krokiem zacząłem zmierzać w kierunku lotniska. Po drodze zatrzymałem się w ulicznej restauracji przy Rua Pedro Alves, gdzie stołowali się miejscowi, i w której wcześniej wielokrotnie jadłem mając świadomość, że płacę normalne ceny, a nie wyśrubowane na Copie czy Ipanemie. Po obiedzie metrem i busem BRT dojechałem na lotnisko, skąd wieczorem odleciałem do Madrytu.